Nie stosuję żadnej diety. Postanowiłam, że zmieniam swoje życie na zdrowsze i mądrzejsze, więc będę zdrowiej i mądrzej jadła. Mam niestety taką przekorną naturę, która nie uznaje autorytetów. Źle czuję się w sztywnych ramach i nie wyobrażam sobie, bym miała jeść według jakieś narzuconej mi rozpiski.
Nie mam też listy produktów, których sobie zabraniam. Zawsze wchodząc do sklepu mam świadomość, że mogę wybrać, cokolwiek będę chciała. A więc: mogę jeść cokolwiek chcę, jeśli decyzję podejmę świadomie i z pełną wiedzą na temat konsekwencji.
Przecież chcę schudnąć, chcę żyć mądrzej i zdrowiej - dlaczego zatem miałabym świadomie wybierać rzeczy, które mnie trują i podcinają mi nogi w dążeniu do celu? Jasne miewam pokusy i (niestety) czasem im ulegam. Znalazłam jednak świetny sposób, by z każdej takiej chwili słabości wyciągnąć odpowiednią lekcję.
Jeśli znów mam ochotę na jedzenie, które już wcześniej szkodziło mojemu ciału (i w sumie duchowi też) to wyciągam zeszyt i przypominam sobie, jak będę się czuła, gdy to zjem. Pomaga :)
I w sumie teraz przechodząc obok półki ze słodyczami w sklepie szybciej przypomina mi się chemiczny posmak ciasteczek, mdląca słodycz nadziewanej czekolady i tłuszcz jakiegoś batonika. Serio - nie mam wtedy ochoty sięgać po cokolwiek z tej półki.
Za to coraz częściej odkrywając nowe smaki i nowe przepisy, pytam siebie: "jak ja mogłam wcześniej nie znać tych kolorowych cudów?". Bo okazuje się, że prawie całe życie zapychałam się jakimś chemicznym jedzeniem i nie miałam pojęcia, że pożywienie może TAK smakować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz