Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odchudzanie. Pokaż wszystkie posty

piątek, 25 stycznia 2013

Joga a odchudzanie

Postanowiłam dodać do swoich treningów jakiś czas temu zajęcia jogi. Najpierw zaczynałam od zajęć, które jogą do końca nie były, bo miały przede wszystkim rozciągać - teraz zaczęłam regularnie chodzić na jogę. I przyznam od razu - zakochałam się w tym ruchu.
źródło

Czy joga odchudza?


W sumie plan był taki, że będę chodziła na ćwiczenia, które pozwolą spalić mi tkankę tłuszczową. Dlatego zaczęłam szukać informacji, czy ćwiczenia jogi mają w ogóle sens dla osoby z nadwagą, czy też dla osoby otyłej.

Oczywiście - każda forma ruchu jest lepsza niż jej brak. Jednak joga spala tylko 200-300 kalorii na godzinę, a więc szału nie ma (spinning to ok. 600-700kal). Mimo wszystko wiele serwisów poświęconych jodze twierdzi, że joga odchudza. Jak?

źródło  
Według specjalistów joga odchudza, ponieważ:
  1. Mniej się je - nie powinno jeść się później niż na 3h przed zajęciami jogi, a posiłek powinien być lekki. Faktycznie - nietrzymanie się tej zasady bardzo szybko zaczyna dokuczać. Wymuszony lekki posiłek i dłuższy odstęp między posiłkami ma odchudzać - mnie to jednak nie przekonuje.
  2. Wiele pozycji (asan) pobudza metabolizm i pracę układu pokarmowego - dzięki jodze jesteśmy bardziej zdrowi.
  3. Joga uczy troski o swoje ciało i traktowania go jako przyjaciela - jak zatem można truć je niezdrowym jedzeniem?

Dlaczego ja ćwiczę jogę


Argumenty według mnie są nieco naciągane i  uważam, że joga nie odchudza (chociaż patrząc na moją wagę... ale o tym w następnym artykule). Joga jednak robi coś niesamowitego z ciałem, co sprawiło że na zajęciach jogi jestem regularnie.

Z własnego doświadczenia wiem, że osoby otyłe i z nadwagą nie lubią swojego ciała. Traktują je jakby nie istniało, albo było przeszkodą. Joga faktycznie uczy akceptacji, akceptujesz też swój rozwój i swoje słabości. Według mnie mentalnie ma to ogromny wpływ na osobę odchudzającą.

http://relax-be-breathe.tumblr.com/post/41134333414źródło

Na zajęciach jogi czujesz, że Twoje ciało jest wspaniałe :) Zaczynasz robić rzeczy, o które nigdy byś swojego ciała nie podejrzewała. To dodaje wiary w siebie i pewności siebie. Dobry nauczyciel jogi będzie pokazywał Ci Twoje zmiany i cieszył się z każdego Twojego sukcesu. Ciało (w końcu!) jest przyjacielem, o którego warto się troszczyć, a nie wrogiem, którego trzeba pozbawić tłuszczu.

Jest jeszcze coś - zaczynając się odchudzać postanowiłam, że nie zależy mi tylko na szczupłej sylwetce. Postanowiłam, że będę silna, szybka, zwinna, wytrzymała i elastyczna. Dzięki jodze staję się taka. No może oprócz szybkości :)
źródło

Aha i  jeszcze coś. Joga pokazuje, że każdy zaczyna na swoim własnym poziomie. I nie jest ważne na jakim poziomie są inni - to Twój poziom i Twój rozwój jest najważniejszy. Jednocześnie masz 100% pewności, że regularnie ćwicząc i będąc konsekwentną - osiągniesz swój cel. Czego więcej trzeba, by skutecznie schudnąć jeśli nie regularności i konsekwencji?

wtorek, 22 stycznia 2013

Dlaczego ćwiczę ze sztangą?

Kiedy opowiadam znajomym, że przynajmniej raz w tygodniu ćwiczę całą godzinę ze sztangą - zupełnie mnie nie rozumieją. Najgłośniej krzyczą oczywiście faceci.

Ćwiczenia siłowe przy nadwadze i otyłości

Mam nadzieję, że nie muszę już wyjaśniać, dlaczego przy utracie wagi tak ważne są ćwiczenia siłowe. Generalnie mięśnie wymagają od naszego ciała więcej energii, a więc mając mięśnie - spalasz więcej kalorii bez względu na to, czy ćwiczysz, czy właśnie leżysz.

Dodałabym jeszcze, że (według mnie) chudnięcie dobrze jest wspierać wzmocnieniem mięśni. Na siłowni poznałam kobiet, która schudła 25kg i nie była w stanie zrobić kilku brzuszków. Spaliła nie tylko tkankę tłuszczową, ale też mięśnie. Wydaje mi się, że po skończonym procesie odchudzania - lepiej jest mieć siłę, niż chwiać się z wycieńczenia przy każdym wysiłku fizycznym.

Dlaczego sztanga?

Na początku ćwiczyłam tylko z hantlami i maszynami na siłowni. Zupełnie siebie nie widziałam ze sztangą, a jeśli widziałam to tak: 
źródło
Jednak coś mnie kusiło, by spróbować. Im dłużej ćwiczę ze sztangą, tym bardziej jestem przekonana, że to była słuszna decyzja (i tym częściej namawiam na to inne dziewczyny). Zatem kilka mitów i faktów (moim okiem) o damskich ćwiczeniach ze sztangą.
 
 Czego NIE zrobią ćwiczenia ze sztangą:
  1. nie sprawią, że przestaniesz wyglądać, jak kobieta
  2. nie zbudują Ci potężnego bicepsa (nie masz aż tyle testosteronu, by to się stało)
  3. nie zabiją Twojej kobiecości
  4. nie będziesz wyglądała śmiesznie 
źródło
 Co DADZĄ Ci ćwiczenia ze sztangą (i co dają mi):
  1. symetrie - coś, czego hantle nie dadzą; sztanga wymusza równomierny i symetryczny rozwój mięśni; wcześniej moja prawa ręka była silniejsza. Sztanga wyrównała siły
  2. proste plecy - owszem, przy hantlach też trzeba ich pilnować, jednak sztanga to wymusza. Im dłużej ćwiczę ze sztangą, tym mniej się garbię także na co dzień
  3. widoczny (i to baaaardzo) progres
  4. podniesienie biustu (aha!)
  5. większe wyzwania przy przysiadach i wypadach; a co za tym idzie - coraz ładniejszy tyłeczek ;)
  6.  poczucie siły - nie tylko fizyczne, ale też psychiczne 
źródło

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Dlaczego zapisalam się do fitness klubu i siłowni

Pisałam już, że ćwiczę w fitness klubie. Jednak nie uważam, że jest to konieczne, jeśli chcesz schudnąć. Sama swoje pierwsze 10kg zrzuciłam w domu, korzystając z treningów fitness (głównie Jillian Michaels). Dlaczego zdecydowałam się iść do klubu? Myślę, że warto przemyśleć tę kwestię, jeśli zamierzasz ćwiczyć by schudnąć. Fitness klub nie jest konieczny, choć może być potrzebny.

Jak zaczęłam ćwiczyć?

Dokładnie 10 lutego 2012 roku na mojej wadze pokazało się 105,6kg. Byłam w szoku, początkowo chciałam zwalić to na jakieś przejedzenie (monstrualne) i uspokoić się, że za parę dni spadnie waga. Jednak ile może spaść? 2-3kg? Jeśli nic nie zrobię - nadal będę ważyć powyżej 100kg.
źródło

W tym momencie pominę, jak się zmotywowałam i jak to wszystko zorganizowałam. Jednak wiedziałam jedno -nie mam ani pieniędzy, ani możliwości, by iść do fitness klubu. Z drugiej strony - moja kondycja była taka, że nie dałabym rady wytrzymać żadnego treningu.

Ściągnęłam sobie ćwiczenia z the Biggest Loser (taki amerykański reality show o odchudzaniu). W założeniu ćwiczenia dla osób otyłych, które pomagają schudnąć. I wiecie co? Nie wytrzymałam rozgrzewki! Po niecałych 5 minutach dyszałam i ledwo mogłam złapać oddechu. Ja nie byłam wtedy w stanie poprosić w fitness klubie o pomoc, bo mój organizm by tego nie przeżył. Z drugiej strony - pamiętałam dziewczynę, która byłam jeszcze parę lat temu i która trzy razy w tygodniu chodziła do klubu.

Byłam przerażona swoją wagą i kondycją

Nie chciałam myśleć o tym, że mam do zrzucenia prawie 50kg. Ta wizja była przerażająca. Do dziś tak nie myślę. Chudnę po 1kg, co 5kg daję sobie prezent (kąpiel z olejkami, książka, wyjście do kina itp.).
źródło

Jedną z takich nagród była możliwość zapisania się do fitness klubu. Za każdym razem, kiedy było mi źle - myślałam o tym, że chcę znów być na tyle "normalna", by korzystać z fitness klubu.

W lipcu dowiedziałam się o guzach na jajnikach. Lekarz poinformował mnie, że muszę być przygotowana na to, że będę tyć około 2-3kg miesięcznie. W moim umyśle była tylko jedna myśl: "nie ma takiej opcji". Wtedy postanowiłam, że ZROBIĘ WSZYSTKO, BY UTRZYMAĆ SPADEK WAGI. Potrzebowałam pomocy - dlatego znalazłam klub, poszukałam też dietetyczki, choć z tej współpracy nic nie wyszło.

Miałam szczęście trafić na fantastycznego trenera i genialną siłownię. Uwielbiam to miejsce, tych ludzi (spotykamy się też poza siłownią) i czas tam spędzany. Nawet jeśli mam lenia i nie chce mi się ćwiczyć - idę tam, bo dobrze się czuję i wiem, że spędzę tam świetnie czas (a ćwiczenia to tylko przy okazji).

Czy dziś bym znów zapisała się do fitness klubu?

Teraz mam wykupiony karnet roczny, znajomych z siłowni, wspaniałego trenera (w sumie nie jednego) i mnóstwo wyzwań, które przed sobą stawiam. Wiem jednak, że sama też byłabym w stanie to zrobić. Jest tyle świetnych dziewczyn (np. Tygrysek), które dzielą się treningami, że można znaleźć coś dla siebie.

Jednak z drugiej strony wiem też, że sama nie jestem w stanie dać sobie takiego wycisku, jaki dają mi trenerzy (zwłaszcza jak się nudzą na siłowni). To pewnie kwestia psychiki, ale za to popychanie mnie do przodu i pokazywanie, że potrafię więcej niż mi się wydaje - uwielbiam ich.
źródło

niedziela, 20 stycznia 2013

Jak z tą Zuzką?

W przerwie międzyświątecznej byłam cały czas w moim rodzinnym miasteczku. Nie miałam zatem możliwości korzystania z siłowni, a moimi ciężarkami były butelki z piaskiem. Właśnie wtedy skupiłam się na Zuzce. Od razu przyznam, że wybierałam te łatwiejsze treningi dla siebie i te, które (z powodu mojej wagi) nie zrobią krzywdy kolanom.

Robiłam trening o którym już pisałam (tutaj) oraz ten trening:

I jak? Sapałam, dyszałam, ale... wcale nie czułam by dała mi w kość. Nie znaczy to, że było łatwo, bo nie było. Jednak nie potrafiłam uwierzyć, że rozgrzewka i kilkanaście minut treningu są w stanie mi zapewnić faktyczny spadek wagi. W efekcie łączyłam Zuzkę z ćwiczeniami siłowymi (Zuzkę robiłam na koniec treningu, na dobicie się).

Pewnie to też kwestia tego, że przyzwyczaiłam się do trenera, który popycha mnie do granic możliwości. Przyzwyczaiłam się także do ciężarów i tego, jak wspaniale czuję się mając poczucie większej siły i mocy. Sama z Zuzką tego nie czułam. Choć pewnie, gdy będę odcięta os siłowni znów bardzo chętnie do niej wrócę (ta kobieta to pozytywna wariatka, a wytrzymałościowo daje popalić).


sobota, 19 stycznia 2013

Jak po Nowym Roku?

Nowy Rok powitał mnie migreną i całą masą cudownych niespodzianek. Przepraszam, że mnie nie było tyle czasu, ale generalnie szczęścia przyszło tak dużo, że nie do końca wiedziałam, jak je objąć.

Otwórz ramiona, by szczęście mogło w nie wpaść


Co się działo?
1. Mam nadwagę!!! Koniec z otyłością, moje BMI w końcu poniżej 30 :)
2. W pracy wielki szał i projekty, które miały rozpocząć za parę miesięcy, ruszyły pełną parą już teraz
3. Zapisałam się na zajęcia bokserskie (wszystko mnie boli i kocham to)
4. Z nieznanych mi przyczyn zostałam poproszona o zostanie coachem i motywatorem. Ponoć świecę przykładem na siłowni ;)
5. Ehhh i ten przystojny brunet ze sztangą...

Ile osób w fitness klubie po nowym roku?


Obiecałam przyglądać się, jak wygląda klub po nowym roku. W pierwszym tygodniu nie zauważyłam zmian. Jednak to, co się działo w drugim tygodniu stycznia to był po prostu SZAŁ - kolejki do szatni, wszystkie zajęte szafki, brak miejsc pod prysznicem, brak miejsc w strefie cardio (ponad 50 maszyn), na zajęciach więcej nowych uczestników niż stałych (przynajmniej na tych podstawowych). W efekcie większość prowadzących skupia się teraz na podstawach i wprowadzeniu do ćwiczeń (w sumie świetnie dla początkujących).

Nadal jest sporo osób, ale zdecydowanie mniej (wykruszyli się po tygodniu?). Dużo dziewczyn jest na zajęciach typowo aerobikowych (ABP, Fatburn, Zumba itp.), mnóstwo osób na bieżniach, ale strefa z maszynami i ciężary bez zmian. Jednak nie wiedziałam, że w tym klubie może zmieścić się tyle osób.
źródło

To mi się podoba!

Tłok bywa męczący, a wiecznie zajęta "moja" szafka denerwująca. Jednak jest w tym coś fajnego - w klubie W KOŃCU są dziewczyny z nadwagą. Wcześniej byłam jedyną, teraz w szatni, na zajęciach i na siłowni są dziewczyny takie same, jak ja (a nawet większe). Świetnie działa to na psychikę - jest nas więcej + trenerzy skupiają się na spalaniu tkanki tłuszczowej.Właśnie dlatego tak bardzo liczę na to, że one wszystkie wytrwają i będą chodzić ciągle. Momentami aż muszę się powstrzymywać, by nie wyściskać każdej z nich i powiedzieć, jak bardzo się cieszę, że tu są :)
źródło



piątek, 14 grudnia 2012

A w styczniu zaczną się kolejki w siłowni...

Jeszcze nie pisałam o tym, że codziennie ćwiczę. Jakiś czas temu zapisałam się do fitness klubu. Myślę, że to, jak ćwiczę może być dla niektórych przydatną informacją, więc zamieszczę na ten temat szczegółową notkę.

Dziś jednak o czymś innym. Na zajęciach i na siłowni coraz częściej słyszę porady, by cieszyć się ciszą i przestrzenią w klubie, bo niedługo zaczną się cyrki...

Schudnąć do Sylwestra


Pierwszy rzut odchudzających ma się pojawić po świętach. Wtedy do siłowni zaczynają zaglądać kobiety, które marzą o schudnięciu do Sylwestra (jakby się dało w te kilka dni...). Pewnie to także forma zapłaty za świąteczne przysmaki :)

Schudnę w nowym roku!

Jednak najwięcej ludzi zapisuje się zaraz po Nowym Roku. Ponoć to wtedy brakuje miejsc parkingowych, a do strefy cardio są kolejki. Przez 2 tygodnie... później znów zostają "starzy" klubowicze.

I nie chcę w tym wpisie negować postanowień noworocznych. Jednak... po co one komu, skoro co roku jest tak samo? A może warto uzmysłowić sobie, że każdy dzień może być początkiem nowego roku? Bez względu na to, czy jest to pierwszy stycznia, czy też 14. października. To właśnie teraz możesz postanowić schudnąć i pracować nad swoim zdrowiem!
źródło
Tak więc, jeśli faktycznie chcesz to zrobić - wstań i zrób. Choćby jeden malutki krok w tym kierunku. Nie czekaj na magiczną datę pierwszego stycznia - to nie jest ci do niczego potrzebne. Co więcej - jeśli już wcześniej zdarzało ci się potykać na postanowieniach noworocznych, może być ci łatwiej po raz kolejny je zlekceważyć. Niech zatem DZIŚ będzie dla ciebie pierwszy dzień nowego roku.

wtorek, 11 grudnia 2012

Dieta? Jaka dieta?

Zostałam dzisiaj spytana o dietę, jaką stosuję i o rzeczy, których zabraniam sobie jeść i... totalnie mnie zamurowało :)

Nie stosuję żadnej diety. Postanowiłam, że zmieniam swoje życie na zdrowsze i mądrzejsze, więc będę zdrowiej i mądrzej jadła. Mam niestety taką przekorną naturę, która nie uznaje autorytetów. Źle czuję się w sztywnych ramach i nie wyobrażam sobie, bym miała jeść według jakieś narzuconej mi rozpiski.

Nie mam też listy produktów, których sobie zabraniam. Zawsze wchodząc do sklepu mam świadomość, że mogę wybrać, cokolwiek będę chciała. A więc: mogę jeść cokolwiek chcę, jeśli decyzję podejmę świadomie i z pełną wiedzą na temat konsekwencji.

Przecież chcę schudnąć, chcę żyć mądrzej i zdrowiej - dlaczego zatem miałabym świadomie wybierać rzeczy, które mnie trują i podcinają mi nogi w dążeniu do celu? Jasne miewam pokusy i (niestety) czasem im ulegam. Znalazłam jednak świetny sposób, by z każdej takiej chwili słabości wyciągnąć odpowiednią lekcję.

Zawsze po takiej chwili słabości zapisuję sobie, jak się właśnie czuję, albo jak się czuję kilka godzin później. Satysfakcja ze zjedzenia ciastka lub jakiegoś batonika jest niezwykle krótka. Zwykle pojawiają się szybko wyrzuty sumienia, ciężki żołądek i generalnie wszystkie te nieprzyjemne sensacje związane ze skokiem poziomu cukru we krwi.


Jeśli znów mam ochotę na jedzenie, które już wcześniej szkodziło mojemu ciału (i w sumie duchowi też) to wyciągam zeszyt i przypominam sobie, jak będę się czuła, gdy to zjem. Pomaga :)

I w sumie teraz przechodząc obok półki ze słodyczami w sklepie szybciej przypomina mi się chemiczny posmak ciasteczek, mdląca słodycz nadziewanej czekolady i tłuszcz jakiegoś batonika. Serio - nie mam wtedy ochoty sięgać po cokolwiek z tej półki.

Za to coraz częściej odkrywając nowe smaki i nowe przepisy, pytam siebie: "jak ja mogłam wcześniej nie znać tych kolorowych cudów?". Bo okazuje się, że prawie całe życie zapychałam się jakimś chemicznym jedzeniem i nie miałam pojęcia, że pożywienie może TAK smakować. 

piątek, 7 grudnia 2012

Objawienia kulinarne - suszona porzeczka

Okazuje się, że dieta to wcale nie jest ograniczanie tego, co mogę jeść. W moim przypadku to ciągłe odkrywanie tego, czego jeszcze nie jadłam - nowe produkty, nowe smaki. I za każdym razem wtedy pytam się: "jakim cudem ja tego jeszcze nie jadłam?".

Dziś (jak zwykle) wracając z treningu przeszłam przez targ. Jest tam pan, który do późnego lata sprzedawał mi pyszne maliny, a teraz sprzedaje maliny w słoikach.  Są sadownicy ze swoimi jabłkami, gruszkami i innymi cudami natury.

Natomiast dzisiaj moją uwagę przykuło stanowisko ze wszystkim co suszone: żurawina, soczewica, ciecierzyca, orzechy i... suszona porzeczka! Wiedzieliście, że coś takiego jest?
Takie objawienia kulinarne to ja kocham! Jest cudownie słodko - kwaśna, a więc w smaku, który uwielbiam.

Poszukałam więcej informacji o suszonej porzeczce:
  •  bogata w witaminę C;
  • zawiera: potas, wapń, magnez, jod i fosfor, a także
  •  witaminy B, P i prowitaminę A, kwas ortofosforowy i garbniki
  • 207 kcal/100g (więcej niż żurawina, ale mniej niż inne suszone owoce);
  • wzmacnia odporność;
  • oczyszcza organizm z toksyn;
  • polecana zwłaszcza przy zmęczeniu (zarówno fizycznym, jak i psychicznym);
U mnie na pewno będzie stałym dodatkiem do owsianki lub twarożku. No i na pewno sięgnę do niej za każdym razem, gdy zatęsknię za kwaśnymi żelkami :)

czwartek, 6 grudnia 2012

Jak ona mogła doprowadzić się do tego stanu?

Pamiętam, jak pożyczyłam płytę z ćwiczeniami pani Ewy Ch. mojemu otyłemu koledze. Popatrzył on na mnie z politowaniem i stwierdził tylko "popatrz się na nią; chuda od urodzenia, ona nie ma pojęcia, jak to jest".

To fakt - jeśli ktoś nigdy nie miał problemów ze zrobieniem 5 skłonów i jednego podskoku - nie wie, jak to jest. Pewnie nie wie też, jak to jest kiedy za twoimi plecami słyszysz docinki i niewybredne żarty. "Jak można doprowadzić się do takiego stanu?". Można, niestety można, a wytykanie takich osób w niczym im nie pomaga. Jednak - użalanie się nad sobą  i przejmowanie takimi sprawami też im nie pomoże.

Jeśli jednak chcesz faktycznie schudnąć raz na zawsze - musisz sobie odpowiedzieć na pytanie: "dlaczego tak wyglądam?". Zapamiętaj te odpowiedzi - wszystkie, jakie przyjdą ci do głowy. Od teraz musisz na to uważać lub nad tym popracować.

Ja miałam całą masę wymówek i usprawiedliwień (poważna choroba była jedną z nich). Znam je wszystkie i wiem, czego muszę się wystrzegać. Spisałam je w piękną listę i... spaliłam. Postanowiłam, że już nigdy więcej nie użyję żadnej z tych wymówek. Tak - byłam chora. Tak - zajadałam emocje. Tak - miałam milion innych powodów. Teraz ich nie mam - teraz każdego dnia wynajduję kolejny powód, by być zdrową.

Kim jestem i dlaczego tutaj?

10 lutego 2012 postanowiłam, że najwyższy czas coś zmienić. Od tego czasu schudłam 21kg. Dużo? Cóż... moje BMI nadal jest powyżej 30 (dokładnie 31), a więc mimo mojego sukcesu (?) nadal jestem otyła! Jeszcze...

Jeszcze tylko 3kg i z osoby otyłej stanę się osobą z nadwagą. I pewnie jestem jedną z nielicznych kobiet, które nie mogą się doczekać posiadania nadwagi :) Marzę o pięknej, zdrowej fit sylwetce - jeszcze rok i będę miała wymarzoną wagę, a później czeka mnie całe życie cieszenia się sportem i zdrowym życiem.

Tutaj mam zamiar pisać o dalszych zmaganiach  i rozwoju. Chętnie podzielę się też zdobytą przez te ostatnie miesiące wiedzą - może dla kogoś moje doświadczenia okażą się pomocne?



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...