Robiłam trening o którym już pisałam (tutaj) oraz ten trening:
I jak? Sapałam, dyszałam, ale... wcale nie czułam by dała mi w kość. Nie znaczy to, że było łatwo, bo nie było. Jednak nie potrafiłam uwierzyć, że rozgrzewka i kilkanaście minut treningu są w stanie mi zapewnić faktyczny spadek wagi. W efekcie łączyłam Zuzkę z ćwiczeniami siłowymi (Zuzkę robiłam na koniec treningu, na dobicie się).
Pewnie to też kwestia tego, że przyzwyczaiłam się do trenera, który popycha mnie do granic możliwości. Przyzwyczaiłam się także do ciężarów i tego, jak wspaniale czuję się mając poczucie większej siły i mocy. Sama z Zuzką tego nie czułam. Choć pewnie, gdy będę odcięta os siłowni znów bardzo chętnie do niej wrócę (ta kobieta to pozytywna wariatka, a wytrzymałościowo daje popalić).