niedziela, 20 stycznia 2013

Jak z tą Zuzką?

W przerwie międzyświątecznej byłam cały czas w moim rodzinnym miasteczku. Nie miałam zatem możliwości korzystania z siłowni, a moimi ciężarkami były butelki z piaskiem. Właśnie wtedy skupiłam się na Zuzce. Od razu przyznam, że wybierałam te łatwiejsze treningi dla siebie i te, które (z powodu mojej wagi) nie zrobią krzywdy kolanom.

Robiłam trening o którym już pisałam (tutaj) oraz ten trening:

I jak? Sapałam, dyszałam, ale... wcale nie czułam by dała mi w kość. Nie znaczy to, że było łatwo, bo nie było. Jednak nie potrafiłam uwierzyć, że rozgrzewka i kilkanaście minut treningu są w stanie mi zapewnić faktyczny spadek wagi. W efekcie łączyłam Zuzkę z ćwiczeniami siłowymi (Zuzkę robiłam na koniec treningu, na dobicie się).

Pewnie to też kwestia tego, że przyzwyczaiłam się do trenera, który popycha mnie do granic możliwości. Przyzwyczaiłam się także do ciężarów i tego, jak wspaniale czuję się mając poczucie większej siły i mocy. Sama z Zuzką tego nie czułam. Choć pewnie, gdy będę odcięta os siłowni znów bardzo chętnie do niej wrócę (ta kobieta to pozytywna wariatka, a wytrzymałościowo daje popalić).


4 komentarze:

  1. Niektóre treningi są rzeczywiście króciutkie, te trudniejsze razem z ok 8,10 min rozgrzewką zajmowały mi nawet 40 minut i czułam się po nich tak zmęczona, że już nic nie mogłam robić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przyznaję, ze Zuzkę wybierałam zachowawczo, bo się jej strasznie bałam; później nie ćwiczyłam już tylko jednego, konkretnego zestawu, ale wybierałam na każdą partię ciała inne ćwiczenia,tak by zajęły mi one właśnie około godzinki

      Usuń
  2. Fajny pomysł z tym połączeniem treningów i Zuzka na dobicie na pewno będą efekty :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...